piątek, 19 kwietnia 2013

Miny w BiH
Kiedy wyjeżdżałam do BiH prawie wszyscy zadawali mi pytanie, czy tam jest bezpiecznie. Teraz mogę powiedzieć, że ogólnie nie jest bardziej niebezpiecznie niż w Polsce, tylko trzeba do tego dodać jeszcze miny, a to już powoduję, że BiH staje się krajem teoretycznie bardzo niebezpiecznym.
Tylko właśnie, na spokojnie i po kolei. Zagrożenie jest, ale nie dajmy się zwariować.
W BiH działa 29 akredytowanych organizacji, które zajmują się rozminowywaniem, a których prace koordynuje organizacja BH MAC (z ich strony www.bhmac.org pochodzą wykorzystane przeze mnie w tym poście dane). Około 2500 osób rozminowywaniem zajmuje się profesjonalnie i posiada akredytację.
Liczba ofiar min (osób, które poniosły śmierć i osób, które na skutek wybuchu stały się inwalidami) podczas Wojny 1992-1995 to 6084. W latach 1996-2012 ofiarami było 1682 osób. Od 1996 do 2012 roku, za wyjątkiem lat 2008 i 2011, kiedy ofiar było więcej niż w latach poprzednich, liczba ofiar się zmniejsza. W 2012 było to 6 osób.
Po Wojnie najczęściej ofiarami są osoby poszukujące metalu oraz zbierające drewno, chrust, runo leśne.
Sytuacja w 2013 roku przedstawia się tak: 1 262,82 km2 to obszar objęty podejrzeniem co do występowania min. Obszar ten stanowi 2,5% całej powierzchni BiH. Na rozminowanie czeka jeszcze ok. 120 tyś. min, a na realizację 4 119 projektów. 
Zakładano bardzo optymistycznie, że akcja rozminowywania skończy się w 2009 roku, ale było to niemożliwe z wielu powodów. Po pierwsze żadna ze stron konfliktu nie prowadziła dokładnych ewidencji kładzionych min. Po drugie min było i nadal jest bardzo dużo. Po trzecie koszt rozminowywania skrawka ziemi i czas do tego potrzebny, są ogromne. Rozminowywania nie można prowadzić jedynie za pomocą wykrywacza metalu, gdyż część min przeciwpiechotnych zawieszana była na drzewach lub zabezpieczana drucikiem umieszczonym kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Po czwarte powodzie, które przenoszą pola minowe i pożary, które powodują niekontrolowane wybuchy, jeszcze bardziej komplikują to zadanie.
Obecnie zakłada się, że akcja rozminowywania ma się skończyć do 2019 roku, ale ta data nadal jest mało realna.
Obszary zagrożone minami oznaczono czerwonymi tabliczkami lub ogrodzono czarno-żółtą taśmą. Tabliczki z trupią czaszką widocznie są tak urokliwe, że niektórzy turyści zabierali je jako "pamiątkę" z BiH, więc teraz część niebezpiecznych miejsc nie jest w ogóle oznaczona. Ale generalna zasada jest taka, że tam gdzie chaszcze, bez żadnych oznak życia i ścieżek, pchać się nie należy.
A jak to wygląda w górach? Za wyjątkiem pasma Treskavicy, po którym można poruszać się tylko po ścieżkach, góry w BiH są raczej bezpieczne. Zawsze dużo większe zagrożenie jest w dolinach niż w wyższych partiach gór i przy drogach dojazdowych. Wokół Sarajeva pola minowe mija się w drodze na Trebević oraz Igman i Bjelašnicę. Tam lepiej nie chodzić na "przydrożne siku", ale tamtejsze chaszcze też do tego nie zachęcają. W zimie, kiedy w górach leży dużo śniegu, w ogóle nie ma się czego bać i można chodzić jak się komu żywnie podoba.
W przewodniku górskim "Forgotten Beauty" Matiasa Gomeza są opisane szlaki i mapy też pod kątem min, ale część danych już jest nieaktualna.
Jeśli ktoś z Wam jeszcze nie widział filmu "Ziemia niczyja" ("No Man's Land"), a interesuje się Bałkanami, to serdecznie polecam jego obejrzenie.Tam mina gra niemal główną rolę.
rozminowywanie
droga Igman/Bjelašnicę
rozminowywanie
rozminowywanie
rozminowywanie
rozminowywanie

środa, 17 kwietnia 2013

Spis powszechny będzie "jak Bóg da"
Na październik 2013 planowany jest w BiH pierwszy od Wojny spis powszechny. Niektórzy z lekką ironią dodają "jak Bóg da". Jest to naprawdę niesamowicie ważne wydarzenie w powojennej historii Bośni, dlatego już od dawna wywołuje burze. W BiH nic, co zahacza o etniczność i religię, nie może się ustrzec upolitycznienia, a polityka tutaj to niekończąca się tragikomedia, z naciskiem na człon pierwszy. Fakt faktem politycy muszą się zmierzyć z naprawdę skomplikowaną sytuacją gospodarczo-polityczną, z której tak naprawdę nikt nie jest zadowolony, a widoków na poprawę i pomysłów brak. 
To co wywołuje największą burzę, to kwestia przynależności etnicznej. W ankiecie planowane jest pytanie o pochodzenie. Będą do wybory cztery opcje: Boszniak, Chorwat, Serb, inny. Zdaniem wielu to pytanie właśnie powoduje kolejne spory, których BiH naprawdę więcej nie potrzebuje. 
W ramach protestu przeciw budowaniu podziałów w społeczeństwie powstał w Sarajevie ruchu "Građanin/građanka prije svega - Za BiH bez diskriminacije!".
Ruch nawołuje do bojkotu tego pytania i zaznaczenia pozycji inny.
Jeśli "Bóg rzeczywiście da" i spis się odbędzie, a znaczna część społeczeństwa wybierze opcję inny, będzie to prawdziwy cud... "od Boga".

wtorek, 16 kwietnia 2013

O turystyce górskiej w BiH
BiH to góry. Ciężko naprawdę znaleźć tu region płaski. Gdzie nie spojrzeć wszędzie jak nie wysokie góry ala Tatry to Beskidy lub po prostu pagórki. Nawet jeśli ktoś nie koniecznie lubi górskie wędrówki, to musi przyznać, że pięknych widoków, za sprawą gór właśnie, tutaj dostatek. Dlatego wydawałoby się, że infrastruktura górska jest dobrze rozwinięta, a turystyka górska bardzo popularna. Nic z tych rzeczy. Infrastruktura została w większości zniszczona podczas Wojny i tylko w niewielkim stopniu odbudowana, a turystyka górska, jak wszystko w BiH, jest nieco skomplikowana. 
Przede wszystkim niewielu ludzi w ogóle chodzi po górach, a w zimie góry są już zupełnie puste. Ci, którzy po górach chodzą, to przede wszystkim osoby w średnim wieku i starsze. Młodych ludzi, z wyjątkiem obcokrajowców, naprawdę ciężko spotkać na szlaku. Spotkać ich można natomiast w schroniskach, do których możliwy jest dojazd autem. Przyjeżdżają, wypiją kawę i zjeżdżają w dolinę. Ewentualnie kiedy jest ładna pogoda, wjeżdżają autem jak najwyżej się da i tam rodzinnie piknikują, a z samochodowego radia dudni muzyka.
Osoby, które chodzą po górach prawie zawsze należą do jakiegoś klubu górskiego. W każdym schronisku/miejscu/na szczycie, gdzie jest książka pamiątkowa, jest też rubryka "klub" i wszyscy ją skrupulatnie wypełniają. Klub to taka nobilitacja i potwierdzenie, że jesteś górski i po górach chodzić możesz. Kluby organizują raz na jakiś czas "pochody" w góry, w których udział bierze np. 200 osób i które polegają na wchodzeniu gęsiego na szczyt i takim samym "gęsim" schodzeniu.
Kolejną rzeczą jest wyposażenie i ubiór. Osoby, które tutaj chodzą po górach są naprawdę świetnie wyposażone. Czasami mam nawet wrażenie, że zakrawa to trochę na gadżeciarstwo.
Tak jak pisałam wcześniej, schronisk nie jest za wiele, a już schronisk rzeczywiście górskich, gdzie możliwe jest tylko dojście, bardzo mało. Często jest tak, że żeby przespać się w takim schronisku jak np. na Velikim Vilinacu, trzeba wcześniej odebrać klucz od opiekuna schroniska, co nie zawsze jest takie proste, bo trzeba wiedzieć od kogo, gdzie, kiedy i najlepiej przyjechać z kimś z klubu. Tak więc planując kilkudniowa wyprawę dobrze mieć ze sobą namiot.
Kolejną sprawą są miny. Nie da się ukryć, że są i niektórych miejsc lepiej unikać. O minach będzie mój następny post, więc teraz tylko krótko napiszę, że większość gór w BiH jest całkowicie bezpieczna, a pasmo, w którym trzeba szczególnie uważać to Treskavica. Bardzo szkoda, bo mówi się, że to najpiękniejsze góry w BiH.
Mieliśmy to wyjątkowe szczęście, że zupełnym przypadkiem trafiliśmy na grupę ludzi tak samo jak i my po prostu kochających góry. Grupa ta w każdy weekend organizuje wyprawę w góry, w zimie skitoury, w bezśnieżne miesiące wędrówki. Średnia wieku jakieś 60-65 lat. Najstarszy uczestnik (nie wyliczając!) 82 lata. Ludzie ci wiedzą o bośniackich górach wszystko. Rzuca się jakąś nazwę, a oni zaraz mówią gdzie, co, jak i z czym "się je". Zdarli pewnie kilka par butów na tutejszych szlakach. Dla mnie absolutnie niesamowici.
To właśnie z nimi byłam na mojej pierwszej wyprawie skitourowej z Umoljani na Obalj. Od tego czasu były już dwie kolejne (Veliki Vilinac w paśmie Čvrsnica i Bjelašnicę) i chcę więcej! Dużo można by mówić jak cudowny jest to sport. Christoph przekonywał mnie do niego trzy sezony, więc nie spodziewam się, że ten wpis skusi kogoś z Was do spróbowania, ale może zdjęcia już tak:)
grupa skitourowa
z Pietro na Obalj
Treskavica
poranny miś - Čvrsnica
Čvrsnica
Čvrsnica
Čvrsnica
Prenj
zjazd z Bjelašnicy

wtorek, 9 kwietnia 2013

Strajk lub tragikomedia. Czyli słów kilka o transporcie publicznym w Sarajevie.
Od środy 3 kwietnia strajkuje GRAS w Sarajevie. GRAS to polski Zarząd Transportu Miejskiego. Powód to stare i awaryjne autobusy, minibusy, trolejbusy i tramwaje, brak inwestycji, zaległe pensje i generalna frustracja, że jeszcze tak źle nie było. I nie ma przeproś, jak strajk to na całego. W środę i czwartek na ulice Sarajeva nie wyjechało po prostu nic. W piątek pojawiły się pierwsze autobusy Centrotrans, który normalnie obsługuje połączenia międzymiastowe. Ale żeby nie była tak kolorowo, to z niewiadomych do końca przyczyn, autobusy te nie zawsze zatrzymują na przystankach tylko tam gdzie im się akurat podoba, a jak są pełne to nie zatrzymują się wcale. Do tego, że jeżdżą nieregularnie, wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. Bo trzeba wiedzieć, że coś takiego jak rozkład jazdy miejskich autobus nie istnieje. Tzn. znaleźć można tylko informację, kiedy autobus rusza z pierwszego przystanku i potem sobie policzyć ile to dziś, biorąc pod uwagę natężenie ruchu i warunki atmosferyczne, autobus może potrzebować. Z tramwajami jest już łatwiej. Istnieje właściwie jedna nitka torów z małymi odnogami jak np. do dworca i całe 6 linii, które jeżdżą w miarę regularnie co kilka, kilkanaście minut. Ale! Konia z rzędem temu, kto odkryje jak nazywają się przystanki na tej jednej jedynej nitce.
Zatem GRAS strajkuje, a Ministerstwo Transportu Kantonu Sarajevo gorączkowo myśli co z tym fantem zrobić. I wymyśliło, że sprowadzi do Sarajeva wszystkie niepotrzebne autobusy z całej BiH. W kąt poszły zatem spory etniczno-religijno-polityczne i po ulicach Sarajeva jeździ teraz 89 autobusów z innych miast w tym (uwaga!) 10 ze stolicy Republiki Serbskiej Banja Luki. Do znormalizowania transportu publicznego potrzebnych jest jednak jeszcze 40-50 autobusów. I tu kreatywność Ministra Transportu Kantonu Sarajeva Jusufa Bubica weszła na wyższy poziom. Wczoraj w telewizji Minister wezwał Wysokiego Przedstawiciela UE dla BiH Valentina Inzko, który jest austriackim politykiem, żeby wziął się do roboty i zdobył brakujące autobusy z Wiednia. A co! 
Dziś przedstawiciel partii Naša stranka Želimir Bukarić wezwał rząd do ogłoszenia upadłości spółki GRAS, która od wielu lat przynosi straty i jest miejscem politycznych rozgrywek. 
Naprawdę trudno, żeby nie przynosiła strat, jeśli pracuje w niej ok. 1700 osób, a Sarajevo, zdaniem Ministra, potrzebuje zaledwie ok. 140 autobusów, żeby obsłużyć główne linie. Do tego jeszcze od kilku lat wartość taboru jest mniejsza od długów spółki... 
Biznes się kręci, tam gdzie na autobus, jak na zbawienie, czekają mieszkańcy, zatrzymują się prywatne samochody i busy lub przerobione na busy nie-busy i oferują transport za 2 KM. Normalna cena to 1,60 KM.
I jeszcze kilka "rodzynków":
http://www.klix.ba/vijesti/bih/nasa-stranka-trazi-da-vlada-ks-proglasi-stecaj-u-gras-u/130409078
http://www.klix.ba/vijesti/bih/ministar-bubica-pozvao-inzka-da-pronadje-autobuse-u-becu/130408012
http://www.klix.ba/tagovi/gras/815
.
.
.
.
.