wtorek, 26 lutego 2013

Drama kod Stoca: Francuz pao u kanjon Bregave
Dramat w pobliżu Stolac: Francuz spadł do kanionu Bregavy 
Czytam ten nagłówek informacji, która wczoraj o 21.00 pojawiła się na serwisie http://bljesak.info i jestem wściekła, i bezradna. O tej porze kiedy ktoś "tworzył" tę informację, składałyśmy z Isabel, dziewczyną Louisa, wyjaśnienia w sprawie wypadku na policji, a Louis karetką na sygnale dojechał do szpitala w Mostarze.
Wczoraj po południu Isabel i Louis poszli na Badanj. Ten Badanj z posta Jaskinia Badanj i Nekropolja Radimlja. Kiedy byliśmy tam w listopadzie, Christoph i Louis chodzili po skałkach i pokonali całą drogę wokół jaskini. Wczoraj Louis chciał zrobić to samo. I spadł. 10 metrów. 
Isabel przeniosła go na ławkę. Na początku nie było z nim kontaktu, ale kiedy zaczął mówić, wydawało się, że jedynie jest poobijany i chyba ma złamaną nogę, która mocno krwawi. Zadzwoniła do mnie ok. 17, żebym znalazła kogoś z autem i przyjechała, bo sam nie da rady iść. Po 15 minutach przyjechaliśmy z tatą Minvy. 
Droga na Badanj jest szutrowa i po deszczu robią się wielkie kałuże, a na ostatnim kilometrze leżą większe kamienie. Przed nimi zostawiliśmy auto i poszliśmy dalej piechotą. Żeby dojść do jaskini ostatnie 100 metrów pokonuje się wąską ścieżką pod górę.
W międzyczasie stan Louisa bardzo się pogorszył, zaczął krwawić z ran, które miał na głowie, było mu bardzo zimno, nie mógł się ruszyć. Wezwaliśmy pogotowie. Tata Minvy wrócił do głównej drogi, żeby pokazać karetce gdzie ma jechać. Przykryłyśmy go czym się dało i czekaliśmy. 5, 10, 15 minut. Po 20 minutach zadzwoniłam do Minvy, żeby zapytać o karetkę. Powiedziała mi, że cały czas dzwoni do szpitala, ale powiedzieli jej, że karetka teraz jest zajęta i nie mogą przyjechać. Potem co 10-15 minut ja dzwoniłam do niej, ona dalej i dostawałyśmy informacje, że albo już prawie jadą, albo nie mogą bo za dużo wody, albo nie mogą bo nie mają noszy, albo zbierają sprzęt, albo ludzi, albo będę za 5/10/15/20 minut, albo nie wiadomo kiedy. I tak przez kolejne przeszło dwie godziny. Ponad dwie godziny czekaliśmy na pomoc w środku gór, po ciemku.
Karetka, która w końcu wyruszyła na pomoc, po dojechaniu do początku drogi szutrowej zawróciła i powiedziała, że nie jedzie dalej bo jest za dużo wody. Tata Minvy, próbował ich przekonać, że on tą samą drogę przejehał starą Fiestą i że się da. Nie, nie było w ogóle dyskusji. Potem czekaliśmy na policję, ale oni w między czasie też się wycofali z pomocy, bo przecież i tak nie mieli noszy, więc po co mają się pchać 4 kilometry po błocie. Na końcu czekaliśmy na straż pożarną, która musiała pozbierać sprzęt i ludzi.
A z Louisem było co raz gorzej. Ciągle pytał jak długo jeszcze, a my ciągle kłamałyśmy, że jeszcze chwile. Potem rozmawiałyśmy po niemiecku, żeby nie rozumiał i przekazywałyśmy mu tylko część informacji. Isabel ciągle do niego mówiła, żeby nie usnął. Po prawie dwóch godzinach, kiedy zrobiło się naprawdę dramatycznie, zdecydowałyśmy, że musimy go znieść do drogi. Pomocy ciągle nie było, a on zaczął usypiać ze zmęczenia i zimna. Kiedy byliśmy już prawie na końcu ścieżki, zobaczyłyśmy daleko światła samochodów.
Przyjechali wszyscy: karetka, straż pożarna i nawet zwykły samochód osobowy. Wszyscy nagle dali radę i kałuże nie były już problemem. 
To co działo się później było jeszcze bardziej żałosne niż całe oczekiwanie na pomoc. Straż pożarna i pogotowie, w którym nie było lekarza ani pielęgniarki, tylko właściwie nie wiem kto był, zupełnie nie potrafili poradzić sobie z sytuacją. Chłopak trząsł się z zimna, a oni szukali w bagażniku koca. W końcu wzięli nasze kurtki i bluzy, którymi wcześniej był przykryty, a na koniec znaleźli jednak koc. Chcieli dostać się do rany na nodze, ale nikt nie miał ani noża, ani nożyczek, żeby rozciąć spodnie. W końcu ktoś wydobył z kieszeni scyzoryk. Było mnóstwo osób, które powinny wiedzieć co robić, a zrobił się jeden, wielki bałagan.
Louis pojechał do szpitala w Mostarze, my na policję w Stolac, gdzie spotkałyśmy się z Minvą i Sanelem. Było krótko przed 20. 
W tym czasie ktoś musiał zacząć już "tworzyć" własną historię zdarzenia. Że cała akcja była sprawnie przeprowadzona, służby spisały się doskonale, a Francuz ma jedynie lekkie obrażenia. O 21, kiedy Louis dopiero co dojechał do szpitala i zupełnie nie było wiadomo co z nim, ktoś opublikował ten artykuł: http://bljesak.info/web/article.aspx?a=837a614e-7f99-47e7-99db-5839a873b178&c=a76d03e1-6e68-46ef-9626-00aa1c12c7ae.
Na policji dowiedziałyśmy się, że w Stolac są dwa szpitale i dwie karetki. Jeden chorwacki, drugi bośniacki. Karetka, która zawróciła była z chorwackiego szpitala. Została wezwana jako pierwsza bo jest lepiej wyposażona.
Nie ma na końcu żadnego znaczenia, która karetka dojechała. Straszne jest, że na pomoc musieliśmy czekać ponad dwie godziny i w tym czasie służby, które mają ją nieść, nie potrafiły się zorganizować. Nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności, a dla części służb stan podwozia okazał się w tym momencie ważniejszy.
Straszne jest, że z tego co się wczoraj stało pod informacją w internecie, w komentarzach rozpętała się polityczna, chorwacko-bośniacka dyskusja, kto jest lepszy.
Smutne jest, że informacja, która bez zastanowienia skopiowały inne portale, jest nieprawdziwa, a komentarze pod nią pełne agresji, domyślania się i bzdur, że np. Louis prowadził na Badanj nielegalne wykopaliska archeologiczne...
Wszyscy jednakowo zawiedli.
Louis jest w szpitalu. Pozszywany, ale cały.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny blog i śliczne fotki:)
    Hercegovina je zakon!:)
    pozdrav, M.

    OdpowiedzUsuń