wtorek, 8 stycznia 2013

Daorson, czyli zimowy wypoczynek dla dzieci
Zdecydowanie piękne rzeczy wydarzają się niezaplanowane. Tak było też dzisiaj. Ale od początku.
Na początku kiedy przyjechałam do Stolac miałam tysiąc pomysłów na mój wolontariat. Wydawało mi się, że przez te cztery miesiące przewrócę stolackie życie do góry nogami, a mój wolontariat będzie co najmniej niezapomniany dla społeczności lokalnej. Louis, wolontariusz z Francji, który przyjechał tu dwa miesiące przede mną, studził mój zapał, że "polako, jesteśmy w Stolac, wypijmy kawę, zapalmy papierosa, pomyślmy". Minva, moja szefowa, cierpliwa słuchała kolejnych pomysłów. A ja się nakręcałam. Do czasu. Powolna atmosfera miasteczka, mnóstwo drobnych, ale zabierających czas wydarzeń, codzienne gadanie przy kolejnych kawach zrobiły swoje. Z wszystkich pomysłów został jeden, za to ambitny.
Stolac otoczony jest górami, a leży w dolinie rzeki Bregavy. Przed Wojną w okoliczne góry prowadziło sporo szlaków pieszych. Teraz ludzie głównie ze strachu przed minami praktycznie w ogóle w nie nie chodzą. Pierwszego czy drugiego dnia po przyjeździe zapytałam tatę mojej szefowej, jak mogę wejść na pobliski szczyt. Powiedział mi, że nie można tam wejść bo wszędzie są miny. Na początku zrobiło to na mnie wrażenie, ale potem przekonałam się, że ludzie tutaj prawie zawsze tak mówią nawet jak na szczyt prowadzi droga asfaltowa. I powstał pomysł: oznaczyć, opisać i sfotografować szlaki wokół Stolac, które prowadzą w ciekawe miejsca, ale w które trudno trafić. Tak, żeby turyści, którzy tu przyjadą nie zrazili się od razu zapewnieniami miejscowych, że się nie da. Razem z miejscowym przewodnikiem Sanelem wybraliśmy pięć szlaków.
Dziś miałam iść na Daorson, żeby zrobić jeszcze kilka zdjęć i oznaczyć szlak biało-czerwoną farbą. Daorson to pozostałości starożytnego, (IV-III wiek p.n.e.) iliryjskiego miasta, ok. 5 km od Stolac. Po drodze mija się przepiękną XVI-wieczną cerkiew św. Piotra i Pawła, stary cmentarz i čatrnje (studnia na deszczówkę, która służyła głównie dla zwierząt, zbudowana za czasów Austro-Węgier). Przygotowana jak na długą wędrówkę, z plecakiem pełnym jedzenia i picia, wkroczyłam do biura o 8.30, żeby zabrać farby, pędzle i wyruszyć. Najpierw była kawa, potem czekanie na Louisa, potem druga kawa, potem czekanie na synów Minvy, którzy bardzo chcieli z nami iść, potem śniadanie, potem czekanie na koleżanki i kolegów Eso i Seno, którzy też chcieli iść. Wszystko w atmosferze bośniackiego polako. Wyruszyliśmy o 11.30 w pakiecie ośmioosobowym plus Córa (pies stowarzyszeniowy) bez farb i pędzli. Bałam się co by było, gdybyśmy jeszcze trochę poczekali, bo dzieciaków przybywało z każdą godziną. Teraz w BiH są ferie zimowe, które trwają trzy tygodnie i dzieciaki zwyczajnie się nudzą. 
Było genialnie! Śmiesznie i odkrywczo. Zrobiliśmy piknik na kamieniach starożytnego miasta, naprawiliśmy kosz na śmieci postawiony tam w ramach unijnego projektu, cieszyliśmy się słońcem i widokami. Jutro w komplecie powiększonym o 4 osoby (nie wierzę w te optymistyczne zapewnienia) ruszamy na wzgórze do starego miasta, a w czwartek może na Badanj. Zupełnie nieoczekiwanie zostaliśmy jedynymi organizatorami zimowego wypoczynku w Stolac. Projekt może przecież jeszcze poczekać.
čatrnja
cerkiew św. Piotra i Pawła
przy cerkwi
Daorson
15 przerwa :)
w tle ośnieżone szczyty wokół Mostaru


1 komentarz:

  1. Cześć,
    trafiłam na Twojego bloga przypadkiem i muszę powiedzieć,że Twoje wpisy bardzo mi się podobają-wiele przydatnych informacji. W BiH byłam tylko raz i to dosłownie 'na chwilę'-chciałabym tam powrócić na dokładniejszą wędrówkę i Twój blog na pewno będzie mi w tym pomocny :)
    Dzieki!
    Pozdrawiam,Ola

    OdpowiedzUsuń