poniedziałek, 10 czerwca 2013

Się dzieje, czyli demonstracje i blokada parlamentu w Sarajevie
W ostatnią środę i czwartek pod Parlamentem odbywały się demonstracje. Powód to nie wysokie bezrobocie, podniesienie podatków, zamykane fabryki czy związki partnerskie. Nie, nie powód jest zupełnie inny. Chodzi mianowicie o numer pesel, a właściwie jego brak.
W lutym unieważniono ustawę dotyczącą nadawania osobistego numeru tożsamości jednego w ramach całej BiH, którą sąd konstytucyjny uznał za niezgodną z konstytucją. Władzom Federacji i Republiki Serbskiej nie udało się dogadać w sprawie kolejnej ustawy. Politycy z RS chcieli, aby w kilkunastocyfrowym numerze jedna cyfra odpowiadała RS, druga Federacji, a trzecia dystryktowi Brčko co pokazywałoby podział państwa. Politycy z Federacji na taką propozycję się nie zgodzili. Chcieli, żeby w numerze pesel była jedynie cyfra odpowiadająca regionowi w ramach BiH, a nie entitetowi. RS wprowadziła zatem swoje tymczasowe numery tożsamości, a w Federacji rozwiązania problemu nie było widać. 
A problem jest bardzo poważny, bo dzieci urodzone od lutego nie mogą mieć wyrobionego paszportu, a więc wyjechać za granicę, ale przede wszystkim nie mogą korzystać z publicznej opieki zdrowotnej. 
Ta sytuacja pewnie by trwała i trwała, komisja parlamentarna by się spotykała na nicpostanawianiu, a rodzice płacili za lekarzy, gdyby nie Belmina Ibrišević. Belmina to trzymiesięczna dziewczynka chora na białaczkę, dla której jedynym ratunkiem jest przeszczep. Tyle, że przeszczep można wykonać w Niemczech, gdzie znalazł się dawca, a Belmina nie może mieć wyrobionego paszportu, bo nie ma numeru pesel. Rodzice dziewczynki postanowili nagłośnić sprawę.
Jeszcze tego samego dnia, w których informacja o małej Belminie pojawiła się w mediach, grupa młodych ludzi zablokowała wyjazd z parkingu podziemnego pod parlamentem. Wieczorem przedstawiciel rządu powiedział, że sprawa została tymczasowo na 6 miesięcy rozwiązana i od jutra dzieci będą mogły otrzymać numer pesel. Demonstrujący jednak przezornie postanowili przypilnować sprawy i całą noc dyżurowali przy wjeździe do podziemi, blokując dostęp. Rano mama Belminy poszła do urzędu gminy po numer. Okazało się, że żadnego rozwiązana tymczasowego nie ma i pesel nie może być nadany. 
Od rana w czwartek pod parlamentem zbierali się głównie młodzi ludzie, rodzice z dziećmi, dziadkowie. My też tam byliśmy. Przed 14.00 demonstrujących było już tak wielu, że postanowili zablokować wszystkie wyjścia z parlamentu i zrobić ludzki łańcuch wokół budynku. Ludzie, którzy chcieli wyjść byli zawracani okrzykami "wracajcie do pracy". Układ właściwie był bardzo prostu: wykonacie swoją pracę, możecie iść do domu. Zabawnie było patrzeć na parlamentarzystów w garniturach, którzy pewni siebie szli w stronę demonstrujących, a za chwilę wracali ze spuszczoną głową do budynku. Ale jeszcze śmieszniej było obserwować poważnych polityków, którzy próbowali uciekać przez okna, mimo że nic im oprócz pracy nie groziło. Popołudniu było już ok. 3 tyś. demonstrujących. Wszystko pokojowo, ale konsekwentnie; nikt nie może wyjść z parlamentu, dopóki sprawa nie będzie rozwiązana. 
Rząd wezwał na pomoc wszystkie możliwe służby policyjne. Tyle że policja nie robiła dosłownie nic, czyli wspierała demonstrujących jak mogła.
Informacje o tym co się dzieje nadawane były na żywo w mediach. Dziennikarz zrobił wywiad z kobietą z dziewczynką na ręku. Okazało się, że jest to jej wnuczka. Rodzice małej pracują za granicą i przyjechali do BiH, żeby tutaj urodziło się ich dziecko. Tylko, że potem nie mogli zabrać go ze sobą, bo dziecko nie może dostać paszportu. Opiekuje się nim zatem babcia.
Około godz. 18.30 do Parlamentu zostali zaproszeni przedstawiciele demonstrujących. Przedstawiciele dowiedzieli się, że:
a. żadna decyzja nie może być dziś podjęta bo nie ma kworum (postulaty demonstrujących były dostarczone rano, więc był cały dzień na jego zwołanie)
b. demonstracja ma się natychmiast skończyć, bo jak nie, to wszyscy będą rejestrowani w kamerach, sprawdzani i stawiani przed sądem
No więc ta jakże sympatyczna propozycja została przedstawiona demonstrującym i przez nich niezaakceptowana. 
Demonstracja trwała do 4.00 nad ranem, wtedy wszyscy w kordonie policji, ale pokojowo, opuścili parlament. 
Podczas blokady w parlamencie było ok. 800 osób w tym 250 obcokrajowców, którzy przyjechali na spotkanie Europejskiego Funduszu dla Europy Południowo-Wschodniej. Pewnie, że odpowiedzialni za tę sprawę są politycy z BiH, ale dobrze się stało, że przedstawiciele instytucji europejskich, którzy trzymani są tutaj trochę "pod kloszem" bo w końcu przyjeżdżają na parę dni więc trzeba się pokazać z jak najlepszej strony,  zobaczyli z jakimi problemami zmagają się mieszkańcy i jak nieporadna jest władza. W końcu przyjechali do BiH te problemy rozwiązywać.
Następnego dnia czytałam wypowiedzi "uwięzionych" w parlamencie obcokrajowców. Smutno było czytać oderwane od rzeczywistych problemów zdania typu: demonstrujący łamali prawa człowieka, byliśmy pozbawieni swobody przemieszczania się, byliśmy głodni i spragnieni (do budynku byli wpuszczani panowie, którzy dowozili jedzenie, a kranówka w Sarajevie nadaje się do picia). Na szczęście większość osób "rozumiała gniew obywateli, że nawet tak prosta kwestia musi być upolityczniona" i miała głównie pretensje o całą sprawę do władz. W demonstracji nie chodziło przecież o podwyżki, ale o prostą, społeczną sprawę, która w ogóle nie powinna stać się problemem.
Najbardziej podobało mi się zdanie Gemmy Ferst, która napisała na twitterze, że nie przychodzi na spotkania w niestabilnym kraju bez przygotowanych kanapek.  
W tym tygodniu demonstracji ciąg dalszy.
ps. Politycy z RS już zapowiedzieli, że zaplanowane na 17 czerwca posiedzenie komisji parlamentarnej w sprawie numeru pesel zbojkotują. 
...
...
...
trąb za pesel
...
:)
...
...
...
sprzedam auto za pesel
Belmina
...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz