niedziela, 24 lutego 2013

Medjugorje
Ale nie będzie o Medjugorje-miejscu pielgrzymkowym, przynajmniej nie przede wszystkim. 
Muszę powiedzieć, że mimo, że ze Stolac do Medjugorje jest tylko 40 km, sama nie wpadłam na pomysł, żeby tam pojechać. Pojechałam tylko dlatego, że Pietro poprosił mnie o towarzystwo. Miał umówione spotkanie w hotelu i restauracji pod Medjugorje w sprawie ewentualnej współpracy. W restauracji miałby powstać sklepik z lokalnymi produktami z Hercegowiny i "Orhideja" miałaby w tym pomóc.
Podjechaliśmy pod bramę. Za nią był olbrzymi plac, na którym znajdowało się wiele, nowych budynków. Ludzi jednak nie było widać. Okna były zasłonięte białymi roletami. Wszystko robiło wrażenie, jakby ktoś to zostawił i wyjechał.
Czekając w aucie, aż ktoś pilotem otworzy nam bramę, dowiedziałam się od Pietro, że właścicielem całego ośrodka jest pewien bardzo bogaty Włoch, właściciel kilku fabryk, który założył tutaj też stowarzyszenie.
Po kilku minutach czekania, brama się otworzyła. Przywitały nas dwie Włoszki i zaprosiły na obiad. Jedliśmy wspólnie z kilkoma pracownikami i podopiecznymi ośrodka w olbrzymiej jadalni.
Bardzo byłam ciekawa wszystkiego, dlatego od razu zaczęłam pytać. Dowiedziałam się, że:
Kilka lat temu do Medjugorje przyjechał bogaty Włoch. Był na zakręcie. Miał wszystko, ale czuł, że czegoś w jego życiu brakuje. W Medjugorje odnalazł Boga. Postanowił wybudować ośrodek dla pielgrzymów i założyć stowarzyszenie, które pomagałoby potrzebującym.
Na olbrzymim placu stanął hotel, restauracja, dwa domy dla wolontariuszy, jeden dla kobiet, drugi dla mężczyzn, kilka mniejszych budynków i hala sportowa.W budowie pomagali wolontariusze z Włoch. Planowane są już kolejne inwestycje, tylko jeszcze nieznane jest ich przeznaczenie.
W czasie sezonu, czyli od maja do października, ośrodek tętni życiem. Wtedy w restauracji jednorazowo może jeść nawet 250 osób, a hotel może przyjąć ok. 80 pielgrzymów. Przez sezon ośrodek zarobi tyle, że przez kolejnych sześć miesięcy może stać zupełnie pusty. Tak jak teraz.
Stowarzyszenie pomaga właściwie na trzy sposoby. Po pierwsze przekazuje pomoc rzeczową jak ubrania, lekarstwa, środki higieniczne, jedzenie najbardziej potrzebującym rodzinom (obecnie ok. 40) z okolic Medgjugorje, Čapljiny, Stolac. Po drugie prowadzi warsztaty dla bezrobotnych mieszkańców, żeby nabyli umiejętności, które mogłyby im się przydać w znalezieniu pracy np. gotowanie dla dużych grup. Po trzecie pomaga indywidualnie osobom z rodzin dysfunkcyjnym i tzw. trudnej młodzieży. Osoby te mogą zamieszkać w ośrodku bezpłatnie w zamian za pracę. Uczą się też życia we wspólnocie.
Tak więc przez cały rok w ośrodku mieszkają stali pracownicy z Włoch i podopieczni z okolicy, teraz 18 osób a w czasie sezonu przyjeżdżają też wolontariusze.
Po obiedzie i opowieściach poszliśmy obejrzeć ośrodek. Wszystko piękne, nowe i puste. Największe wrażenie zrobiła na mnie hala sportowa. Wielki budynek, wspaniale wyposażony, w którym absolutnie nic się nie dzieje, a na scenie jest duża figura Matki Boskiej.
Drugim miejscem, które dało mi do myślenia, było biuro stowarzyszenia i pomieszczenia, gdzie przechowywane są rzeczy dla ubogich rodzin. Wszystko to było takie małe, ciasne i smutne w porównaniu z olbrzymim, "dopieszczonym" hotelem.
Wszystko to razem jakoś mi się nie zgadzało. Wyglądało to trochę tak, jakby w Hercegowinie powstała mała Italia. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby Italia brała pod uwagę, że znajduje się w Bośni i Hercegowinie i uważała na wszystkie delikatne aspekty, o które pielgrzym, albo turysta, który przyjeżdża na chwilę, nie musi się martwić. Religia, przynależność narodowościowa, podział państwa na Bośnię, Republikę Serbską, Hercegowinę, Wojna to są te tematy, które wymagają olbrzymiej ostrożności i jeżeli zagraniczna organizacja chce w ten czy inny sposób działać na rzecz BiH, a nie odwrotnie, to musi być bardzo uważna. Tutaj dla mnie tej uważności zabrakło. 
Nie podobało mi się, że teoretycznie ośrodek otwarty jest również dla muzułmanów i prawosławnych, ale modlitwa przed posiłkiem i udział w codziennej mszy św. są właściwie obowiązkiem, dlatego z pomocy stowarzyszenia korzystają tylko rodziny katolickie. Nie podobało mi się, że ośrodek teoretycznie wybudowany dla pielgrzymów, nie przyjmuje pojedynczych osób poza sezonem, bo im się to nie opłaca, chociaż teoretycznie działa jako non profit przez cały rok. I w końcu, chociaż zgodzę się, że może za bardzo przemawia przeze mnie moje ekologiczno-zrównoważone podejście, nie podoba mi się, że w grupie 20 osób używa się plastikowych naczyń, kiedy Bośnia jest tak zaśmieconym krajem, a normalne, legalne wysypiska śmieci istnieją tylko w dużych miastach. W Medjugorje śmieci są wyrzucane po prostu "na dziko", oczywiście nie tam gdzie bywają pielgrzymi. 
Od pracowników dowiedziałam się, że mają duży problem z lokalnymi władzami, które zarzucają im, że działają dla zysku, a działania stowarzyszenia są na pokaz. Ciągle wysyłają do nich jakieś kontrole. Mieszkańcy też są raczej nieufni.
Dla mnie po prostu równowaga między zwykłym biznesem pielgrzymkowym, a filantropią została mocno zachwiana na korzyść tego pierwszego, a w założeniu miało być odwrotnie.
Po obejrzeniu ośrodka pojechaliśmy do Medjugorje. Przypominało trochę opustoszały ośrodek. Większość restauracji i kawiarni była pozamykana. Otwarte za to były budki z dewocjonaliami. Byliśmy w ośrodku, w którym mieszkają młodzi Włosi uzależnieni od alkoholu, narkotyków, seksu, hazardu. Starają się tutaj dzięki pracy i modlitwie wyjść na prostą. W Medjugorje są dwa takie ośrodki.
Na koniec weszliśmy na Podbrdo, gdzie niektórzy wchodzili boso.
hotel
ośrodek
hala sportowa
i w środku
droga na Podbrdo




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz